sobota, 13 sierpnia 2016

Tragedia z "Szczęki"; zatonięcie Indianapolis. Prawda czy fałsz?


   Film "Szczęki" zna każdy z nas. Większość pewnie i widziała. Może pamiętacie Quinta? To był ten mężczyzna, który miał złapać rekina. Ten niemiły, samotny wilk. W jednej ze scen zdradził swoim towarzyszom fragment tragicznej przeszłości. Opowiedział historię Indianapolis. Postanowiłam sprawdzić czy ta historia została wymyślona na potrzeby filmu czy działo się to wszystko naprawdę.
Niestety, jak da się domyślić, jest prawdziwa. A oto i ona, przeplatana z nudnymi dla wielu historycznymi informacjami.


Wojna się już skończyła, lecz ani Japończycy, ani Amerykanie nie chcieli dopuścić do siebie tej myśli.
W 1945 roku USS Indianapolis miał przewieść coś co przeważy szalę na korzyść Stanów Zjednoczonych. Sprawa była tak tajna iż nawet załoga nie miała pojęcia co to jest.
Krążyły plotki, że przewożą sztabki złota lub zarazki niebezpiecznej bakterii. Tylko komandor Charles Butler McVay, trzymający w dłoni kopertę "Top Secret" wiedział do czego wkrótce dopuścić się ma jego kraj.



 W kopercie znajdował się rozkaz, który mówił, że krążownik ma dostać się do wyspy Tinian przez Hawaje.
 I tak 16 lipca wyruszył, nie chroniony przez żadnego niszczyciela. Było to niesamowicie odważne i niebezpieczne posunięcie, zważając na to, że Stany Zjednoczone miały informacje o pojedynczych japońskich łodziach podwodnych na Pacyfiku.
 Krążownik nie miałby szans nawet zauważyć wroga. W rekordowym czasie trzech dni statek dotarł na Hawaje, gdzie miał postój.
Po dotarciu na Tinian, tajemniczy ładunek pod czujnym okiem Marinesa trafił na jeden z hangarów.
Załoga odetchnęła z ulgą, mimo że nadal nie miała pojęcia do czego będą służyć zagadkowe skrzynie. Zresztą od razu zapomniano o sprawie. Ważne, że zadanie zostało wykonane, a marynarze mogą wracać do rodzin. Niestety, taki los nie był im pisany. Komandor, proszący o eskortę niszczycieli, został zbyty słowami, że morze jest "czyste" i okręt może swobodnie poruszać się po jego odmętach.  O tym, że były to puste słowa załoga przekonała się tonąc.
Wracający krążownik został dostrzeżony przez japońską łódź podwodną I-58. Do wykonania wyroku na USS Indianapolis, dowódca komandor Mochitsuno Hashimoto miał do wyboru kaiteny (były to często nieskuteczne żywe torpedy, przeznaczone do ataków samobójczych), lecz ostatecznie wybrał torpedy typu 95.
Statek tonął około 12 minut. Zabrał ze sobą na dno 300 marynarzy, pozostawił zaś 900 pływających na jego pozostałościach. Mimo wysłanego sygnału SOS, samoloty ratunkowe nie przylatywały. Nikt nie zauważył, że krążownik nie wrócił na czas, zaś odebrany meldunek japońskiego dowódcy, że zatopił amerykański statek uznano jako zwykłe przechwałki.

30 lipiec: Pierwszy dzień męczarni. Rozbitkowie układają rannych na pozostałościach statku. Inni mają kamizelki ratunkowe. Pewni, że lada chwila zobaczą na niebie samolot ratunkowy, czekają.
Ranni w kontakcie z słoną wodą cierpią katusze nie do opisania, ale to co ma nadejść będzie wisienką na krwistym torcie.

30 lipiec, południe: Rekiny. Marynarze za wszelką cenę próbują je odstraszyć. Wrzeszczą, walą rękami o wodę, ruszają kończynami. Spokojne drapieżniki, pływają nadal niezrażone.
Znają smak ludzkiego mięsa, a zasługa to była wojnie japońsko-amerykańskiej. Dzięki łatwemu pożywieniu jakim były tysiące zabitych, populacja ludojadów wzrosła.
Z każdą minutą jest ich coraz więcej, rośnie też strach. W kultowym momencie marynarze dostrzegli kilkaset rekinów. Kiedy jeden z marynarzy wydał wrzask, a następnie zniknął pod wodą, którą zabarwiła po chwili jego krew, rozpoczęła się grupowa panika. Ułożonych wcześniej rannych wrzucają do wody. "Niechaj zabiorą ich, to oni pachną krwią, to oni ich tutaj sprowadzili!"

30 lipiec, noc: Koszmar nie ustaje. Średnio sześć razy na godzinę marynarze w ciemnościach słyszą wrzask, a potem chlupot wody. Nie czuć już zapachu ropy, tylko krwi i wnętrzności. Ten kto jest w środku kręgu, dłużej będzie żył, więc walka o miejsce trwała bezustannie.

31 lipca-1 sierpnia: Nadzieja wyparowała. Spragnieni, z pęcherzami na ciele mężczyźni miewali halucynacje. Wielu wolało samobójstwo niż czekanie na swój koniec. Jeśli istnieje piekło, musi wyglądać podobnie. Pito wodę morską, rozpinano kamizelki ratunkowe. Podczas tych 3 dni, dokonano kilkunastu morderstw.

2 sierpnia, ranek: Bombowiec Ventura, mający zwykły patrol, dostrzega rozbitków. Wysyła przez radio do wszystkich maszyn pływających i latających informacje o rozbitkach.

2 sierpnia, południe: Hydroplan Catalina dociera na miejsce parę godzin po odebraniu sygnału radiowego. Stara się zastrzelić większość rekinów, następnie zabiera maksymalną liczbę rozbitków (20) na pokład. Mężczyzn przywiązywano nawet do skrzydeł samolotu. Rekiny nie próżnowały, nadal uczestniczyły w uczcie.

2 sierpnia, wieczór: Pojawia się niszczyciel eskortowy USS Cecil J. Doyle. Kiedy zapadła noc, dowódca łamiąc zakazy kieruje reflektor w górę, aby ułatwić odnalezienie innym jednostką mającym pomóc.

Z 1200 pozostało 316 marynarzy, wśród nich znajdywał się i komandor zatoniętego statku. Wytoczono mu proces, który obarczał go winą o śmierć 900 marynarzy.
Uważano, że gdyby ten wykonał manewr zygzakowania, nie doszłoby do zatonięcia. W obronie McVaya stanął komandor I-58. Łodzi podwodnej odpowiadającej za te sytuacje. Twierdził, że nic to by nie pomogło i do zatonięcia by i tak doszło. Mimo to McVay został niesłusznie uznany winnym.

Po kilku miesiącach wyrok został wprawdzie odsunięty, a mężczyzna mógł wrócić do służby, ale rodziny rozbitków wysyłające listy z groźbami nie przestały.
Był gorzej traktowany przez innych, którzy uważali, że był winny. Nie był wstanie znieść tego dłużej, więc popełnił samobójstwo, strzelając sobie w głowę. Ponoć w ręce trzymał figurkę marynarza.

Tak krwistej tragedii nie miał nawet Titanic. Miejmy nadzieje, że jeżeli nadejdzie kolejna wojna, bo nie oszukujmy się, tak będzie, to będzie ona bardziej dyplomatyczna niż siłowa.

Zapomniałabym o słynnej zagadce. Może niektórzy z Was domyślają się co było tym tajemniczym ładunkiem.
Załoga dostarczyła bombę atomową, która spadła na Hiroszimę.
Ani Amerykanie, ani Japończycy w tej historii nie są niewinni.





Wszystkie obrazki pochodzą z Wikipedia.pl 

Źródło:
http://blogbiszopa.pl/2011/04/tragedia-uss-%E2%80%9Eindianapolis%E2%80%9D/
Bardzo polecam blog Biszopa, który świetnie piszę i na którym wzorowałam się pisząc te pracę

Brak komentarzy: