poniedziałek, 22 sierpnia 2016

Jan Kalwin: wybitny... morderca?



 Fragment biografii Jana Kalwina:

Żył w latach 1509-1564. Specjalizował się w prawie, jednak zasłynął jako reformator kościoła. Proponował nawrót do Biblii (Pismo Święte) i do religii, której głównym ośrodkiem jest nauka moralna Jezusa Chrystusa i cześć oddawana Bogu Ojcu. Głosił pogardę wobec rzymskiego i papieskiego centralizmu w Kościele. Usiłował stworzyć z Genewy wzorową republikę chrześcijańską. Z drugiej strony sam wkraczał w kompetencje władzy świeckiej i posługiwał się nią dla osiągania celów religijnych. (źródło str. http://biografie.eu.interiowo.pl/biografie/jan_kalwin.html).






 Nie jest grzechem karanie heretyków i bluźnierców. Dzięki temu nie stajemy się wspólnikami ich zbrodni (...) Nie chodzi tu o ludzką władzę, bo przemawia Bóg (...) Dlatego jeśli On wymaga od nas tak poważnego dzieła i chce, byśmy oddawali Mu cześć, stawiając Go ponad wszystkich, co dostępne człowiekowi, nie możemy oszczędzać bliskich ani skąpić krwi. Gdy przychodzi nam walczyć o Jego chwałę, zapominamy o całej ludzkości.

   Jak widzimy, oba teksty przedstawiają Kalwina w zupełnie innym świetle. Cytat powyżej został napisany przez samego reformatora. Trudno uwierzyć, że w szkołach uczą nas o jego doskonałości i dążeniu do celu. O tym, że droga ta zasłana była trupami, nikt nawet nie pisnął słowa. Jan Kalwin nie różnił się od Hitlera, Stalina czy Mussoliniego. Jest tylko jedna mała różnica; wmawia się nam, że był dobry.



  Ale nikt nie jest z reguły zły od urodzenia. Postanowiłam, więc wyszukać pomijane w biografii (bo po co to tam pisać?) dzieciństwo małego Janka oraz ciekawe epitety z jego życia.

  Był zdolnym, ale i nielubianym uczniem. Lubił skarżyć na kolegów, którzy nazywali go "biernikiem-oskarżycielem". Wydawał się zimny i nieprzystępny. Studiował w Kolegium Francuskim, a z wyznania był katolikiem.
  Wieku 24 lat niespodziewanie przeszedł na protestantyzm. Uważa się, że są dwa powody dlaczego doznał "nagłego oświecenia". Jeden z nich dostarcza on sam:
Za każdym razem, kiedy zaglądałem we własne wnętrze, nachodziło mnie tak wielkie przerażenie, że ani oczyszczenia, ani zadośćuczynienia nie mogły go pokonać. Im więcej rozważałem swoje położenie, tym bardziej moje sumienie kłuły ostre strzały [wyrzutów], i tylko w jednej rzeczy znajdowałem pocieszenie, a było to oszukiwanie samego siebie poprzez zapomnienie o sobie samym... skonsternowanym przez nędzę, w którą popadłem, a bardziej jeszcze przez świadomość, jak bliski byłem wiecznego potępienia (list do Sadoleta).

  Innym znany mi powód jest NIECO mniej szlachetny. W archiwach miejskich Noyon (gdzie urodził się Kalwin) znaleziono zapis wyroku nałożonego na 18-letniego Jana za sodomię. (Jeżeli nie wiesz co to jest: https://pl.wikipedia.org/wiki/Sodomia).
W tym czasie Kalwin miał już tonsurę (to ten wygolony krążek na głowie, który kojarzy się z zakonnikami). Jego rodzice postarali się, aby kara śmierci (która obowiązuje za sodomię) nie miała miejsca. Zamiast tego mężczyzna został pozbawiony czci i praw obywatelskich.
To rok 1536, powinien być najgorszym dla wszystkich "heretyków i bluźnierców". W tym właśnie czasie ostatecznie osiadł jako kaznodzieja w Genewie. W ciągu pięciu lat uwił sobie całkiem wygodne gniazdko. Okazało się, że małe popychadło z lat szkolnych jest nie tylko świetnym mówcą, ale i wirtuozem politycznym. Miał wiele stanowisk, które możecie wynaleźć wchodząc w pierwsze źródło z dołu strony. Ja wspomnę tylko, że był przywódcą armii donosicieli, czuwających nad zasadami moralności i prawdomównością. Czyż nie szlachetnie?
Nie umiem opisać tyranii Kalwina lepiej niż Filip Marcille, więc pozwoliłam sobie skopiować fragment jego artykułu (link na dole):
Obsesją Kalwina stało się ciągłe zwiększanie liczby przepisów dotyczących moralności publicznej. śmierć groziła nie tylko za poważne wykroczenie przeciw religii, ale nawet przeciw porządkowi panującego w mieście; była przeznaczona dla syna, który uderzyłby albo przeklął swego ojca, dla cudzołożnika i dla heretyka. Dzieci były chłostane lub wieszane za nazwanie swojej matki „diabłem”. Pewien znużony murarz wykrzyknął „do diabła z tą robotą i z majstrem”; został zadenuncjowany i skazany na trzy dni więzienia. Ścigano czarownice i czarnoksiężników – oczywiście złapani zawsze przyznawali się do winy. Według miejskich zapisków, w ciągu 60 lat około 150 „czarownic” spalono na stosie.
Lata mijały; obsesja Kalwina mocno dawała się we znaki mieszkańcom Genewy. Określono liczbę dań, jakie można było podać na stół; podobnie ustalono kształt butów i kobiecych fryzur. W zapisach archiwalnych można znaleźć werdykty w rodzaju:
Trzech podróżnych garbarzy zostało skazanych na trzy dni o chlebie i wodzie w więzieniu za zjedzenie na obiad trzech tuzinów pasztetów, co stanowi wielką niemoralność.
Kalwin skromnie przyjął miano „sługi Genewy”, ale utrzymywał, iż to sam Bóg przemawia przez jego usta. „Jako że Bóg zechciał mnie uwiadomić, czym jest dobro i czym jest zło, przeto muszę postępować wedle tej miary...” – oraz, oczywiście, według tej samej miary musieli postępować wszyscy inni! Pewnego ranka mieszkańcy ujrzeli szubienice, wzniesione na licznych publicznych placach miasta, a na każdej z nich afisz: „Dla każdego, kto źle będzie mówić o imć Kalwinie”. List dyktatora wyjaśnia jego stanowisko:
Jest rzeczą konieczną, aby pozbyć się tych przeklętych nikczemników, którzy nawołują ludzi, aby ci się nam przeciwstawiali, oczerniając nasze postępowanie – takich łajdaków musimy wyplenić.
Kalwin nie był wzorcem chrześcijaństwa, to nie pozostawia żadnych wątpliwości. Nie będę wytaczać wszystkich oskarżeń jakie odnalazł ks. Filip.
Jako wisienka na torcie czekoladowym, dodam iż Kalwin nie tylko był kłamcą, zdrajcą, ale i złodziejem. Datki przeznaczone przez bogate osobistości na ubogich ludzi, znikały w rękach "wielkiego człowieka". Nie muszę mówić, że potrzebujący nigdy ich nawet nie zobaczyli.

Bądźmy jednak wyrozumiali! Jan Kalwin potrzebował tych pieniędzy bardziej niż umierający z głodu i zimna. Zabijanie i karanie zdrajców powoduje wilczy apetyt. A nic nie jest przecież za darmo.
Ta jedna kwestia chyba nigdy się nie zmieni.

Przepraszam, że tak późno,  ale ten artykuł potrzebował więcej czasu niż Czarna Śmierć, którą interesuję się od kiedy pamiętam. Pewnie napiszę o niej jeszcze kiedyś jakiś artykuł. Miałam jakiś problem i post się usunął, musiałam napisać go jeszcze raz. Jakby ktoś jeszcze nie czytał.

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Czyżby Pani artykuł był nieczasowy? Czy on nadal takim pozostaje?